piątek, 18 września 2015

American Guinea Pig: Bouquet of Guts and Gore (2014) - recenzja

Tym razem postanowiłem obejrzeć jakiś kawał ekstremalnego gore, zatem sięgnąłem po "American Guinea Pig: Bouquet of Guts and Gore" ze stajni Unearthed Films (dystrybutora japońskiej serii "Guinea Pig" na DVD) i w reżyserii Stephena Biro. Nurt pseudo-snuff zapoczątkowany filmem eksploatacji "Snuff" z 1971 roku w dużej mierze opiera się na produkcjach dotyczących nakręcenia bądź odnalezienia filmu ostatniego tchnienia, czyli obrazu, w którym zarejestrowane są tortury i morderstwa najczęściej przypadkowych ofiar i przeznaczonego do sprzedaży i dystrybucji wśród grupki wyselekcjonowanych dewiantów. Uwydatnia się tutaj konieczna relacja sprzedawca-kupiec. Tak ściśle potraktowane filmy snuff jako swoista miejska legenda (urban legend) stały się wdzięcznym tematem dla filmowców kina gore i pisarzy literatury grozy. Do najsłynniejszych filmów pseudo-snuff należą "Guinea Pig: Devil's Experiment" (1985) w reżyserii Satoru Ogura, "Guinea Pig: Flowers of Flesh and Blood" (1985) Hideshi Hino, "Last House on Dead End Street" (1977) Rogera Michaela Watkinsa, "Niku Daruma" (1998) Tamakichi Anaru czy seria "August Underground" Freda Vogela. Wszystkie te filmy są mi dobrze znane od wielu lat, ba, z japońską serią gore "Guinea Pig" zetknąłem się jeszcze w roku 2001 gdy filmy te funkcjonowały w obiegu kaset video. Wówczas po raz pierwszy obejrzałem "Devil's Experiment" i "Flowers of Flesh and Blood" - na tych filmach wzoruje się "American Guinea Pig: Bouquet of Guts and Gore", lecz nie tylko. Główną inspiracją jest jednak "Last House on Dead End Street" (1977) Rogera Michaela Watkinsa, co uwidacznia się w niektórych scenach, ujęciach czy elementach scenografii (białe prześcieradła, które szybko nasiąkają krwią, groteskowe maski oprawców, etc.)

Fabuła "American Guinea Pig: Bouquet of Guts and Gore" praktycznie nie istnieje: dwie młode kobiety zostają porwane przez trójkę sadystów i uśmiercone w bestialski sposób, a ich tortury i śmierć rejestrują kamery. Ofiary nie krzyczą, gdyż oprawcy podają im LSD. Dziwne, bo sadystyczni mordercy zazwyczaj pławią się w cierpieniu swoich ofiar, pragną je widzieć, słyszeć i odczuwać. Mam pewne zastrzeżenia co do realizmu "American Guinea Pig", ale najpierw plusy. Efekty gore Marcusa Kocha są przyzwoite, choć krew czasem wygląda nienaturalnie, a kończyny obcinane są zbyt szybko i łatwo. Poza tym ofiary żyją zbyt długo. Podobały mi się dość groteskowe i ciekawie wykonane maski oprawców. Czuć wyraźną inspirację "Last House on Dead End Street" (1977), w którym znudzony branżą pornograficzną reżyser Terry Hawkins kręci wraz z grupą zwyrodnialców filmy snuff. Aktorstwo jest amatorskie, nadmierna ilość dialogów psuje realizm, ale i tak muszę przyznać, że w przypadku "American Guinea Pig: Bouquet of Guts and Gore (2014) Stephen Biro i Jim Van Bebber posunęli się bardzo daleko. Miłośnicy ekstremalnego horroru mogą ten film zobaczyć, dla innych będzie to pewnie odrażająca strata czasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz