niedziela, 20 grudnia 2015

Metalowa Wigilia 2015 - Gehenna, Kampfar, Primordial, Gorgoroth i Triptykon, 19.12.2015 (fotorelacja)

Metalowa Wigilia 2015 roku będzie zapewne zwieńczeniem mojego uczestnictwa w koncertach w powoli mijającym roku. Nie będę się jednak silił na jakieś podsumowanie, bo jestem na to zbyt leniwy. Natomiast ciekaw jestem co przyniesie 2016 rok - już szykuje się kilka dobrych podziemnych gigów chociażby w samym Poznaniu. Tak czy owak niektóre koncerty na pewno będę musiał sobie odpuścić z różnych powodów (brak czasu, przyczyny finansowe, etc.) Tak naprawdę głównym magnesem, który przyciągnął mnie na Metalową Wigilię był Triptykon, którego jestem wielkim fanem. Kiedy zespół Toma Gabriela Fischera zagrał 21.12.2014 roku w krakowskiej Fabryce nie było szans, by pojechać na ten koncert. Tym razem postanowiłem nie odpuszczać. Poznański koncert norweskich black metalowców z Gehenna również mi przepadł, bo w tym akurat terminie (8 maja 2014 roku) byłem na Sycylii i eksplorowałem wulkan Etna. W dodatku korciło mnie, by zobaczyć Irlandczyków z Primordial (lubię ten zespół), no i siłą rzeczy intrygował też Gorgoroth.

19 grudzień zaczął się ciekawie, gdyż ze względu na moje pozamuzyczne zainteresowania zostałem zaproszony do warszawskiego radia RDC, gdzie udzieliłem wywiadu na temat mojej górsko-wulkanicznej pasji. W związku z tym że miałem potem sporo czasu wolnego zjadłem obiad w wietnamskim barze i udałem się pieszo Puławską, a potem Marszałkowską w stronę Metro Ratusz Arsenał, a stamtąd tramwajem nr 26 do Fort Wola 22. Do Progresji zaczęto ludzi wpuszczać po 15, z początku nie było ich wielu. Rozejrzałem się po stoisku z merchem, kupiłem Primordial "Where Greater Men Have Fallen" (2014) i doom metalowy Dread Sovereign "All Hell's Martyrs" (2014) na CD i czekałem na znajomych z Piły, Poznania, Częstochowy i Wrocławia. O 16 poleciałem pod scenę zobaczyć pierwszy support, czyli Włochów z Selvans. Ich debiutancki album "Lupercalia" (2015) naprędce miałem okazję przesłuchać jeszcze przed koncertem. Włosi grają symfoniczny black metal z naleciałościami folkowymi. Owe naleciałości folkowe sprowadzają się do kilku melodii zagranych za pomocą folkowego instrumentarium oraz ambientowych leśnych odgłosów. Kapela dała przyzwoity koncert prezentując się jeszcze niezbyt tłumnie zgromadzonej publiczności. Generalnie nie przepadam za symfonicznym black metalem, ale krótki 30-minutowy set Selvans zdecydowanie na plus. Jako ciekawostkę dodam że Selvans inspiruje się dawnymi rzymskimi obrzędami religijnymi oraz antycznym folklorem - Luperkalia to dawne rzymskie święto religijne przypadające na 14-15 lutego (prawdopodobnie pierwowzór Walentynek), związane z kultem pół-kozła, pół-człowieka Fauna i obchodzone ku czci Luperkusa, bóstwa-opiekuna pasterzy przed wilkami.

O ile Selvans zagrał całkiem ciekawy gig, o tyle Słoweńcy z Cvinger trochę mnie przytłoczyli monotonną brutalnością. Black metal Cvinger nie jest niczym odkrywczym - czuć w tych dźwiękach pochwałę drugiej fali skandynawskiego black metalu. Na plus sporadyczne zaśpiewy przypominające chorały gregoriańskie i nieliczne partie akustyczne, ale stanowią one tylko niewielki element całości. Generalnie mnóstwo blastów, od czasu do czasu przykuwające na chwilę uwagę zwolnienia. Po wysłuchaniu połowy koncertu Cvinger jestem skłonny zauważyć iż muzyka Słoweńców zahacza o blackened death metal. Przydałoby się jednak trochę więcej życia w tej bezdusznej rzezi.

Norweska Gehenna istnieje od 1993 roku. Zespół przechodził przez różne wolty stylistyczne - na pierwszych materiałach Gehenna odnajdziemy elementy symfoniczne z klawiszami, "Admirion Black" z 1998 roku był całkiem oryginalną płytą black metalową, w 2000 roku zespół zwrócił się w kierunku surowego death metalu wydając kontrowersyjny krążek "Murder", ale już na "WW" (2005) zaczęło się stopniowe odejście od death metalu na rzecz powrotu ku black metalowym korzeniom. Tak jak wspomniałem na początku tekstu ominął mnie poznański koncert Gehenna (jako supporty zagrały wówczas I Saw Red i Demonical), więc z chęcią obejrzałem Norwegów na żywo. Kapelą od ponad 20 lat kieruje Sanrabb. Koncertowo Gehenna wypadła dość dobrze atakując uszy zgromadzonych ascetycznym, ponurym i transowym black metalem utrzymanym raczej w umiarkowanych tempach. Muzycy na scenie dość statyczni, a ich corpse paint wydawał się dość złowieszczy - zwłaszcza w oparach sztucznej koncertowej mgły. Moja kumpela rozmawiała z Mortenem z Gehenna w trakcie gigu Primordial i powiedział jej że nowy alum Gehenna powinien ukazać się w 2016 roku, planowany jest też powrót koncertowy zespołu do Polski, ale gdzie zagrają nie mam pojęcia. Czyżby Poznań? W Progresji zagrali m.in. "Devil's Work" czy "Grenade Prayer".

Chwila przerwy i na scenę wkraczają Norwedzy z Kampfar. I muszę przyznać że ich występ bardzo mi się podobał. Żywiołowy pagan black metal zagrany z werwą i pasją. Będąc szczerym nazwa Kampfar (choć mi znana) jakoś nie skłaniała mnie przez lata do dogłębnego przyjrzenia się ich bogatej dyskografii. Inna sprawa że miałem w życiu taki okres w którym niemal całkowicie odszedłem na kilka lat od black metalu i death metalu skupiając się na doom metalu. Przestałem śledzić wiele kapel death metalowych i black metalowych i teraz tych zaległości nie jestem w stanie nadrobić. A dobrej muzyki jest obecnie za DUŻO. Nie wiem czy mam się cieszyć czy płakać z tego powodu. Przesłuchałem przed koncertem najświeższy siódmy album Kampfar "Profan" (2015) i przypadł mi do gustu z uwagi na jego niepohamowaną porywczość, gwałtowność. Podoba mi się że muzyka Kampfar w dużej mierze opiera się na gitarowych riffach, ale momentami czuć w niej podniosły nastrój dumy jak na krążkach Primordial.

Ano właśnie Primordial. Bardzo lubię ten zespół i specyficzna atmosfera kreowana przez Irlandczyków na ich albumach ze wszech miar mi odpowiada. Nawiązująca do podań celtyckich z mocno zaakcentowanym tłem historycznym i kulturalnym dziedzictwem Irlandii majestatyczna muzyka Primordial nie daje się łatwo zaszufladkować. Mnie się podoba określenie blackened folk metal. Zostańmy jeszcze przy nastroju, gdyż ten da się wyczuć już przy dziewiczym odsłuchu któregoś z albumów Primoridal np. "The Gathering Wilderness" (2005). Nastroju, który jest podniosły, emocjonalny, przesycony nostalgią, melancholią, ale też goryczą i nihilizmem. Wokalista Primordial Alan Nemtheanga (z wykształcenia dziennikarz) dysponuje wspaniałym czystym wokalem, śpiewa żarliwie i niezwykle przekonywająco. Wspomagają go epickie i potężne gitarowe riffy jak np. w sztandarowej kompozycji Primordial "The Coffin Ships", którą zresztą zespół wzorcowo odegrał ku uciesze swoich fanów.

Po udanym koncercie Primordial nadszedł czas na norweską black metalową smołę czyli Gorgoroth, któremu przewodzi gitarzysta Roger "Infernus" Tiegs, jedyny członek oryginalnego składu. Któż nie pamięta słynnej Czarnej Mszy Gorgoroth w Krakowie w 2004 roku? Kontrowersji w polskich mediach było wówczas co niemiara - w końcu miała miejsce 'promocja satanizmu' na katolickiej polskiej ziemi w postaci uciętych owczych głów, ukrzyżowanych nagich ludzi, pirotechniki i antychrześcijańskiego black metalu. W Gorgoroth nie ma już charakterystycznego wokalisty Gaahla, zastąpił go Serb Atterigner z Triumfall. I choć zdania na temat ostatnich dokonań studyjnych Gorgoroth, w tym ich ostatniego albumu "Instinctus Bestialis" (2015) są podzielone na żywo Norwedzy nie znają litości. Nadal jest to bestialski black metal, pełen agresji, jadu i złowrogiej atmosfery. Tym razem obyło się bez prowokacyjnego urozmaicenia sceny - liczyła się tylko dewastująca muzyka. A było czego słuchać i co chłonąć. Wściekłość i dzikość koncertu Norwegów dało się odczuć wręcz fizjologicznie.

Gwoździem do wigilijnej trumny był finalny koncert Szwajcarów z Triptykon, którym przewodzi 52-letni Thomas Gabriel Fischer, a jego muzycznych dokonań w postaci Hellhammer i Celtic Frost nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Tom G. Warrior wielokrotnie opowiadał w wywiadach że proces twórczy muzyki Triptykon stanowi dla niego katalizator negatywnych emocji (w tym myśli samobójczych), które wezbrały się w nim po rozpadzie Celtic Frost. Jak wiadomo poprzez sztukę można odreagować najczarniejsze pokłady depresji, które gromadzą się w człowieku. Dlatego też w gothic/black/doom metalu Triptykon tyle mroku i nienawiści do świata. Koncertowo Triptykon zawładnął mną całkowicie - śledziłem ich występ ze wzrokiem wbitym w scenę. Miazga i jeszcze raz miazga. Monstrualny ciężar gitar, miażdżące doom metalowe zwolnienia i partie basu, wreszcie niepowtarzalne wokale Fischera. Zwróciłem uwagę na basistkę Triptykon Vanję Šlajh. W sieci nie ma o niej praktycznie żadnych informacji - introwertyczna Vanja pilnie strzeże swojej prywatności i nie robi z siebie gwiazdy. W trakcie setu Triptykon wybrzmiały m.in. "Circle of the Tyrants", "Necromantical Screams", "Goetia" i "Synagoga Satanae". Jeden z najlepszych koncertów w roku 2015. Jeśli jeszcze Szwajcarzy zawitają do Polski stawiam się obowiązkowo.

Chyba trochę uzależniłem się od koncertów. Niemniej jest to okazja, by poczuć muzykę na żywo, spędzić czas w towarzystwie znajomych, z którymi dzielę podobne zainteresowania i być może podobny światopogląd, a także poznać nowe osoby. I piszę to jako osoba introwertyczna, której zdarza się stronić od innych. PS Zdjęcia są jakie są. Generalnie ciężko mi było znaleźć jakiejś odpowiednie w miarę przyzwoitej jakości. To nie lada wyzwanie zrobić dobrą fotkę muzyków z szalejącego tłumu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz